Strona korzysta z plikow cookie w celu realizacji uslug zgodnie z Polityka prywatnosci.

Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookie w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.

Forum Weselne miasta Łodzi Strona Główna Forum Weselne miasta Łodzi
Forum weselne, wesele i ślub w Łodzi i woj. łódzkim

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  KalendarzKalendarz  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum
 Ogłoszenie 
Wasze albumy zdjęć ALBUM
Regulamin forum REGULAMIN
Reklama w serwisie REKLAMA

Poprzedni temat «» Następny temat
Przejście z rodzinnego domu na swoje...
Autor Wiadomość
pinia_pinia 

Dołączyła: 19 Lip 2005
Posty: 331
Skąd: Łódź
  Wysłany: Sro Wrz 06, 2006 1:12 pm   Przejście z rodzinnego domu na swoje...

Dziewczyny, obecnie z moim Ł. zaczynamy wspólne życie razem. Rodzice moi wyjeżdżają do Niemiec na dłuższy okres czasu i my zostajemy sami. Będziemy razem mieszkać, utrzymywać się. Mamy ten komfort, że mieszkanie urządzone, wygodne i dobrze nam znane.

Wcześniej pomieszkiwaliśmy razem (wakacje, działki, wyjady rodziców), ale nigdy pełna odpowiedzialnośc na nas nie spoczywała (PO :lol: ).

Od kiedy zostaliśmy na swoim, okazuje się nagle, że brak nam czasu dosłownie na wszystko. Nasze zmiany w pracy totalnie się różniły (np. Ł. na 7:00, a ja na 18:00), obowiązków domowych jest jak same wiecie mnóstwo, czasu dla siebie baaardzo mało. Oczywiście my się nie łamiemy, rozmawiamy o sytuacji. Wiemy, że musimy nauczyć się organizwoać czas, dzielić obowiązki i nie poddawać codzinnej rutynie. Ale czasem też mówimy sobie w żartach :" nie ma jak u mamy 8) ".

Powedzcie mi jak u Was wyglądał ten proces usamodzielniania ?
Czy też miałyście takie odczucia, że trochę Was to przerasta?
Po jakim czasie ustabilizowała się sytuacja?
Ostatnio zmieniony przez pinia_pinia Sro Wrz 06, 2006 1:28 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Alma_ 


Dołączyła: 03 Paź 2005
Posty: 3531
Skąd: z całkiem bliska
Ostrzeżeń:
 1/3/7
Wysłany: Sro Wrz 06, 2006 1:20 pm   

U nas podobnie i chyba Cię nie pocieszę - do dziś nie jest wiele lepiej :?
Widzimy się najwyżej kilka godzin dziennie, nie radzimy sobie do końca z podziałem obowiązków, ciągle coś jest niezrobione, czegoś brakuje, nie mamy na nic czasu.

Ale chociaż ilość wolnego czasu się nie zmienia i prawdopodobnie nie zmieni (chyba, że na gorsze), to zmieniło się nasze do tego podejście i myślę, że to jest sposób na radzenie sobie z sytuacją. Nie zamartiwamy się już, że niepozmywane, nieuprane, nieposprzątane, tylko spędzamy czas dokładnie tak, jak mamy ochotę - idziemy do kina, na spacer, gadamy... A obowiązki? No przecież nie uciekną ;)

A i tak, choćbysmy mieli spędzać ze sobą godzinę dziennie, nie ma nic cudowniejszego niż cowieczorne wtulanie się w siebie nawzajem i poranny buziak na dzień dobry [smilie=serduszka.gif]
_________________
chez alma |
 
 
FifthAvenue 


Wiek: 46
Dołączyła: 23 Lut 2006
Posty: 1028
Skąd: Lodz
Wysłany: Sro Wrz 06, 2006 1:26 pm   

Piniu - ja moge ci powiedziec jak bylo w moim przypadku. Tez bylo pomieszkiwanie przez kilka lat. Ja troche mieszkalam u siebie, troche u L, ale zawsze z opcja, ze moge wrocic do mamy - a tam wiadomo- obiad na stole, posprzatane, wyprane....
Prawdziwe wspolne zycie zaczelo sie dla nas rok temu w Londynie, bo nie dosc, ze zdani jestesmy sami na siebie, to jeszcze w nowym zupelnie miejscu, w zupelnie innych warunkach. Pracujemy od switu do nocy, wracamy do domu ok 19/20 - i nie przypomina to juz wczesniejszego randkowania. Teraz trzeba pomyslec o praniu, sprzataniu, gotowaniu. Czasami sa ciezkie momenty, chcialoby sie polezec, poczytac - a nie mozna. trzeba jechac do marketu, bo w przeciwnym razie L nie bedzie mial nic na sniadanie. Czasem trzeba zrobic pranie, chociaz bardzo sie nie chce. Dla mnie zmienilo sie przede wszystkim to, ze juz nie moge myslec tylko o sobie. Teraz jestesmy juz zawsze "my"
Ale powiem ci jedno - jest fantastycznie i nie zamienilabym tego na nic na swiecie. Uwielbiam wspolne gotowanie, uwielbiam skladac wyprane ubrania L w szafie, nie wyobrazam sobie jak to moglo byc, ze nie zasypialismy razem codziennie....
Jest fantastycznie. Nie zawsze bajkowo- ale proza zycia tez ma swoje dobre strony.
jestem pewna, ze i wam sie wszystko uda !
_________________
DON'T HATE ME BECAUSE I'M BEAUTIFUL.HATE ME BECAUSE YOUR MAN THINKS I AM !


[/url]
 
 
kryszka 
z doskoku ;)


Dołączyła: 09 Paź 2003
Posty: 4836
Skąd: Łódź
Wysłany: Sro Wrz 06, 2006 1:28 pm   

Jakoś bezboleśnie i niezauważalnie to przeszło, może dlatego, że rodzice mają takie a nie inne prace, i to na mojej głowie było prowadzenie domu - sprzątanie, obiadki i robienie codziennych zakupów.
Jedyna zmiana to taka, że w naszym domu mąż mi pomaga, co nie miało miejsca u rodziców, więc to też jest forma spędzania czasu razem - gotowanie, sprzątanie czy chociażby zwykłe przebywanie w jednym pomieszczeniu - ja z książką, on na kompie.

Do tego też pracujemy na różne godziny, ale ja się cieszę jak przychodzi tydzień, że męża nie ma do późnej nocy, bo mam wtedy ten czas tylko dla siebie. :lol:

Nigdy nie przyszło mi do głowy "u mamy było lepiej". Jak nie mam ochoty nie sprzątam, jak nie chce mi się gotować to coś wymyślamy. Dobrze, że mamy podobne podejście do obowiązków i nie czujemy ich presji. ;)
_________________

"Gdyby nie internet nie wiedziałbym, że na świecie jest tylu idiotów." Stanisław Lem
 
 
Megusia 

Wiek: 40
Dołączyła: 01 Maj 2006
Posty: 248
Skąd: Łódź
Wysłany: Sro Wrz 06, 2006 3:33 pm   

Ja zawsze lubiłam samodzielność, więc chętnie wyprowadziłam się od rodziców do swojego mieszkania. P. pomieszkiwał u mnie 1-2 dni w tygodniu przez jakiś czas, ale dopiero, gdy zamieszkał ze mną, doceniłam wspólne życie. Oczywiście ciągle się sprzeczamy o jakieś sprawy domowe, np. jestem zdecydowanie na 'nie' w sprawie prasowania jego rzeczy, czego P. nie może zrozumieć, ale to są tylko drobnostki. Nie wyobrażam sobie już teraz życia bez Niego. Gdy czasami zostaję sama na noc, jest mi bardzo smutno, bo nie mam się do kogo przytulić.
Jeśli chodzi o nasze usamodzielnienie się to nie mieliśmy z tym żadnych problemów. Oboje nie lubimy być zależni od rodziny, dlatego też mimo trudnych początków, dość szybko uporaliśmy się z nową sytuacją.
 
 
Kati 


Dołączyła: 23 Lut 2004
Posty: 3262
Skąd: :)
Wysłany: Sro Wrz 06, 2006 4:41 pm   

Heh - bolesne, bo tęskniłam za domem :roll: mamą, tatą, słodkim lenistwem. Ale nie taki diabeł straszny :twisted: Mąż chodzi na 8.00 do pracy, ja też. Wracam około 13-14, on 17. Zdążam z obiadem, w domku jest czyściutko, pranie zrobione zawsze na czas. Ogółem - ogarniam sytuację nieźle. W soboty rano razem sprzątamy i robimy większe zakupy.
Dziwne :zdziwko: my mamy dla siebie mnóstwo czasu no i dla domu też. Dobrze nam teraz na swoim. Ale poczatki były trudne :niepewny:
 
 
 
Alma_ 


Dołączyła: 03 Paź 2005
Posty: 3531
Skąd: z całkiem bliska
Ostrzeżeń:
 1/3/7
Wysłany: Sro Wrz 06, 2006 4:46 pm   

Kati, bo nie pracujecie tak długo... My wracamy najwcześniej o 19, ale często zdarza się i 22, więc czasu na zajmowanie się domem zostaje niewiele, a chęci jeszcze mniej :? Wolimy spędzić te chwile na rozmowie albo słodkim lenistwie właśnie ;)
_________________
chez alma |
 
 
pinia_pinia 

Dołączyła: 19 Lip 2005
Posty: 331
Skąd: Łódź
Wysłany: Sro Wrz 06, 2006 4:49 pm   

Fajnie jest jak pracuje się w tych samych godzinach i weekendy obie osoby mają wolne. Ja pracuję w systemie zmianowym mogę iść do pracy na 6 rano lub 6 po południu, a własciwie na każdą godzinę (call center działa całą dobę), a mój Ł. pracuje albo 7-16 albo 13-22. Do tego oboje pracujemy w weekendy więc u nas nie ma żadnej powtarzalności i możliwości jakiejś harmonii. Do tego w październiku dojdą moje studia dzienne i Ł. zaoczne :roll: Ale nic, będziemy musieli dać sobie radę. Już za 9 dni jedziemy naładować akumulatorki w Egipcie na cały, ciężki dla nas rok.
Ostatnio zmieniony przez pinia_pinia Sro Wrz 06, 2006 4:52 pm, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Pusiak 
- Dyktator


Wiek: 43
Dołączyła: 15 Lut 2005
Posty: 3311
Skąd: Łódź
Wysłany: Sro Wrz 06, 2006 4:53 pm   

Ja miałam pewnien etap przejściowy - już nie u mamy, jeszcze nie na swoim, ale już jakies tam obowiązki brałam na siebie, typu zrobienie mężowi śniadania i drugiego śniadania, zrobienie porządku w pokoju, ugotowanie obiadu, wyprowadzenie psów :) Teraz jest inaczej, bo trzeba samemu zadbać o zakupy, ugotowac zawsze obiad, utrzymac w porządku całe mieszkanie. Niby mam na to cały dzień, bo nie pracuję :) Ale myślę, że gdybym pracowała, to też mielibyśmy problem z nadążeniem ze wszystkim, z brakiem wolnego czasu :) Nawet teraz zdarza się, że mąż narzeka, że ledwo z pracy wróci, zje i troche odpocznie, a już spać iść trzeba, i nie ma czasu na pobycie razem :) Ale to wszystko zależy co to znaczy pobyć razem :) Bo dla mnie już radością jest to, że jesteśmy w jednym pomieszczeniu, że moge sie przytulic do Niego czytając książkę, wspólnie pobawic sie z psem, czy wyjść z nim na spacer. A i teraz czasem znajdziemy czas na kino, restaurację, czy dłuższy spacer :) I jakos sobie radzimy :)
_________________

 
 
 
szczako 

Wiek: 44
Dołączyła: 11 Lis 2005
Posty: 2216
Skąd: Łódź
Wysłany: Sro Wrz 06, 2006 5:53 pm   

my dopiero będziemy przez to przechodzić.
w Budapeszcie było super. oboje pracowaliśmy, ale czas mieliśmy na wszystko. na domowe obowiązki, na ukulturalnianie się, na wycieczki poza miasto ... po prostu słodka sielanka ;)

teraz musimy się zabrać za nasze mieszkanko, bo jest w kiepskim stanie i mam nadzieję, że się tam po ślubie wprowadzimy.
sytuacja trochę inna, bo my na razie pracy nie mamy i jeszcze nie mamy na nią za bardzo pomysłu :rotfl: , więc przynajmniej na początku nie powinniśmy narzekać na brak czasu.
_________________
 
 
Mika 


Wiek: 44
Dołączyła: 19 Mar 2005
Posty: 1034
Skąd: Łódź
Wysłany: Sro Wrz 06, 2006 6:46 pm   

Ja przed ślubem już 5 lat mieszkałam sama, więc już wtedy musiałam dawać sobie radę sama, zmiany zatem jeśli chodzi o obowiązki większej nie zauważyłam z wyjątkiem faktu, że doszły mi do prania i prasowania przede wszystkim koszule M. :roll: Natomiast tak jak napisałam Alma cudownie jest wtulać się w siebie co wieczór i budzić się koło siebie oraz dostawać buziaka na dzień dobry :mrgreen:
_________________
http://www.biurotassa.pl
 
 
 
gosc
[Usunięty]

Wysłany: Pią Wrz 08, 2006 8:50 am   

3 września minął rok odkąd mieszkam we własnym M3 a Criss wprowadził się raptem tydzień później.
To był ciężki rok, trzn. pierwsze pół roku to była sielanka. Czysta radość z bycia razem bez większych kłótni, no może oprócz gotowania i zmywania.
?e naprawdę jesteśmy już MY przekonałam się w Wigilię, gdy nagle złapałam grypę i nie mogłam ruszyć się z domu do moich i jego rodziców. W domu wprawdzie mieliśmy posprzątane a żywa choina pięknie ubrana stała na swoim miejscu ale w kuchni pustki. Criss poszedł na zakupy ok. 15 po południu i jakimś cudem "upolował" rybkę, którą potem usmażył, zrobił kapustę z grochem (kupioną w Wędlince) i barszcz czerwony z torebki. Został ze mną - siąpiącą, gorączkującą i płaczącą. Tulił mnie przy opłatku i mówił jak bardzo mnie kocha i że już zawsze będziemy razem.
W nowym roku, jak było między nami gorzej i pierwsze poważne kryzysy nastąpiły zawsze myślałam właśnie o tym.
Za rok bierzemy ślub i już nie mogę się doczekać. Wiem, że pranie, sprzątnie i gotowanie nie jest najważniejsze i że wszystkim sobie poradzimy tylko wtedy gdy będziemy je wspólnie rozwiązywać. Najważniejsze jest wzajemne porozumienie, nie uciekanie do swoich własnych spraw bo to w pewien sposób oddala od siebie. Nam na razie, lepiej lub gorzej ale się udaje. Wam pinia_pinia też się uda jeśli naprawdę się kochacie.
 
 
hanusia 

Wiek: 41
Dołączyła: 12 Maj 2006
Posty: 271
Skąd: Wrocław
Wysłany: Pią Wrz 08, 2006 12:01 pm   

Ja już od pięci lat jestem poza domem (studia) i jakoś nie miałam problemu z przyzwyczajeniem się, może dlatego że zawsze byłam bardzo samodzielna. Od dwóch lat mieszkam z moim oecnym mężem i zawsze nam się cudnie mieszkało, teraz też. Co prawda zdarzają się małe nieporozumienia ale jakoś odchodzą w zapomnienie, bo przyćmiewają je dobre chwile spędzone razem. Dla mnie bardzo ważna jest bliskość, oboje jesteśmy domatorami i dobrze nam z tym. Jak będzie tak jak teraz do końca życia to będzie jak w raju, a przecież może być zawsze lepiej. Czasmi tylko się zastanawiam jak to będzie jak będziemy mieli jakieś poważne problemy (bo jak na razie takowych nie mieliśmy za bardzo), ale pewnie i z tym sobie poradzimy jak tylko będziemy razem.
_________________
Hanusia



 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
statystyki odwiedzin z innych stron


Publikowanie w całości lub fragmentach treści zawartych na Łódzkim Forum Weselnym bez zgody administratorów forum jest zabronione.
Reklamy
www.foto-sobieraj.com.pl